środa, 25 lutego 2015

ROZDZIAŁ II

Proszę Joe, proszę-powtarzałam sobie w myślach jakby to miało sprawić, że naprawdę będzie stał za mną mój brat. Chciałam żeby tam stał, potrzebowałam tego.
- Ta ulica jest niebezpieczna dla takiej samotnej dziewczyny jak ty, tym bardziej o tak późnej porze. Ktoś mógłby cię skrzywdzić. - Znajomy głos wyszeptał mi to wprost do ucha. Otworzyłam prędko oczy zdając sobie sprawę z tego, że jednak nie jest to głos mojego brata. Po krótkiej chwili dobrze wiedziałam kim jest właściciel kierowanego do mnie tekstu. Odwróciłam się szybko na pięcie stając twarzą w twarz z chłopakiem, który chwilę temu bił się z moim bratem. Zagryzłam mocno wargę nie chcąc dać po sobie poznać, że się boję. Podniosłam głowę by spojrzeć chłopakowi prosto w twarz.
- Tak? A jaką mam pewność, że ty mnie ne skrzywdzisz? - Powiedziałam bezczelnie na jednym wdechu marszcząc przy tym brwi. W tym momencie chłopak zaśmiał mi się prosto w twarz.
- Żadnej, kochanie. - Wyszeptał po czym podszedł do mnie zmniejszając przy tym odległość, która nas dzieliła. Odruchowo cofnęłam się o kilka kroków.
- Nikt nie zrobi mi krzywdy. Dla twojej wiadomości, umiem się obronić. - Szczerze? Nawet nie pomyślałam o tym, co powiedziałam. Kiedyś, po pewnym zdarzeniu razem z koleżankami zapisałam się na lekcje samoobrony jednak gdy się przeprowadziliśmy nie miałam okazji do tego powrócić, dlatego gdyby teraz ktoś próbował mi coś zrobić.. Najprawdopodobniej nie umiałabym się obronić.
- Ach tak? - Chłopak uśmiechnął się bezczelnie łapiąc mnie mocno za nadgarstek, a po krótkiej chwili przyciągając do siebie przysunął twarz do mojej i wprost do moich ust, patrząc mi głęboko w oczy wysyczał. - Może sprawdzimy jak dobrze umiesz się bronić i ocenimy czy faktycznie jesteś taka dobra? - Słowa, które wypowiedział zmroziły mi krew w żyłach. Zaciskając wargi w prostą linię przełknęłam ślinę.
- Co teraz masz zamiar zrobić, uderzysz mnie? No proszę, bij. - Byłam pewna, że za chwilę to zrobi. Prawdę mówiąc w jednej chwili wszystko zwyczajnie zaczęło mi być obojętne. Może nawet lepiej byłoby żeby mnie tam zakatował? Widziałam, że umie uderzyć i właśnie teraz szykowałam się na najgorsze. Miałam nadzieję, że jeżeli to zrobi, że jeżeli mnie uderzy to tym samym zabije. Nie miałabym mu tego za złe, jedynie by mnie uratował od takiego życia, które mi pozostało. Chłopak podniósł rękę i widziałam, że już się zamachnął dlatego mimowolnie zacisnęłam powieki biorąc przy tym głęboki wdech. O dziwo nic się nie wydarzyło. Czekałam na cokolwiek, byłam przygotowana na najgorsze, a tymczasem co dostałam? Jego śmiech. Otworzyłam oczy i czując, że rozluźnił uścisk wyrwałam swoją rękę.
- Nie bije kobiet, przykro mi. - Nadal się śmiał. Miałam ochotę coś rozwalić. Irytowało mnie takie zachowanie. Prychnęłam pod nosem i odwracając się ruszyłam w dalszą drogę.
Muszę się trzymać od tego kolesia z dala. Skoro mój brat jest z nim w konflikcie to wychodzi na to, że teraz idzie za mną jedynie po to by mnie męczyć. Na pewno chce tak nastraszyć bardziej Jeogo. Szlag by to trafił. Schowałam dłonie do kieszeni wbijając następnie paznokcie w ich materiał. Ten kretyn zawsze musi coś wymyślić, zawsze musi coś zmalować. Odkąd tylko pamiętam było właśnie tak, nawet w najmniej odpowiednim momencie, takim jak ten.. Odgarnęłam włosy za ucho i odwróciłam lekko głowę kątem oka spoglądając w tył. Na tak, oczywiście. Nieznajomy nadal za mną szedł. Mam ogromne szczęście! Moje jakże ciekawe rozmyślania przerwał mi dźwięk telefonu. Wyciągnęłam go z kieszeni i przykładając telefon do ucha odebrałam. Nawet nie zdążyłam powiedzieć głupiego "słucham" bo osoba po drugiej stronie telefonu od razu zaczęła mówić. Była to jedna z pielęgniarek, które opiekowały się moją mamą. Kobieta kazała mi natychmiast przyjechać. Gdy tylko się rozłączyła chwile trzymałam telefon w bezruchu lecz po krótkiej chwili schowałam go do kieszeni i zaczęłam biec. Po drodze ominęłam swój samochód. Szczerze mówiąc nawet zapomniałam, że tam stał. Zresztą, do szpitala daleko nie miałam, niecałe pięć minut później byłam na miejscu. Wbiegając do szpitala od razu znalazłam się przy recepcji.
- Przepraszam, gdzie leży moja mama, Taylor Bennington?
- Sala 305, prosto, później schodami na drugie piętro i w lewo.
- Dziękuję! - Uśmiechnęłam się prawie niewidocznie w kierunku starszej rudowłosej kobiety i popędziłam drogą, którą mi wskazała.

Błądząc już po drugim piętrze próbowałam znaleźć salę, której numer przed chwilą podała mi kobieta. 298.. 303, 304, 305! Podeszłam do drzwi i w momencie kiedy już miałam pukać gwałtownie się otworzyły. Wyszedł z nich lekarz, który szybko dyktował coś niskiej, drobnej brunetce. Kobieta zapisywała to, co przed chwilą przeszło mu przez usta w jakimś wielkim zeszycie. Spojrzałam na nich unosząc delikatnie brew ku górze. Nie zauważyli mnie. Ruszyłam za nimi.
- Przepraszam, panie doktorze.. - Powiedziałam na jednym wdechu układając dłoń na ramieniu mężczyzny jednak on nie zareagował. Szedł dalej nie przestając mówić. Zatrzymałam się i tupnęłam z całej siły nogą następnie krzycząc. - Panie doktorze! - W tym momencie lekarz razem z pielęgniarką stanęli w miejscu. Nadal dyktując coś dziewczynie odwrócił się i spojrzał na mnie, po czym swój wzrok skierował na brunetkę, która właśnie przestała notować. Coś jeszcze jej powiedział po czym kobieta odeszła.
Nareszcie.. - Ucieszyłam się w myślach podchodząc do niego.
- Jestem Carly, Carly Bennington. Tutaj leży moja mama, przed chwilą wychodził pan z jej sali. Proszę mi powiedzieć, stało się coś poważnego? - Nie minęła nawet chwila, a mężczyzna już dał mi odpowiedź.
- Niech mnie pani posłucha, w tym momencie pani matka znajduje się teraz w śpiączce farmakologicznej. - Zamarłam. Jak to jest w śpiączce? To znaczy, że może się już nigdy nie wybudzić? Cholera jasna, człowieku, powiedz coś! W momencie, w którym miałam zacząć wypytywać mężczyzna po raz kolejny się odezwał. - Przepraszam panią na chwilę.. Proszę ochłonąć, wrócę do pani jak tylko będę mógł.

Chwilę później lekarza już nie było, a ja? Stałam w miejscu nie bardzo wiedząc jak się zachować, co zrobić. Po raz kolejny tego wieczoru poczułam na swoich policzkach łzy. Po raz kolejny płakałam. To jakiś koszmar, nie mogłam w to wszystko uwierzyć. Rozglądając się po korytarzu pociągnęłam nosem i chwile później usiadłam na zimnej posadzce. Przysunęłam kolana pod brodę obejmując je lekko rękoma. Zamknęłam oczy chcąc opanować płacz. Niestety, powieki nie były żadną przeszkodą dla łez. Byłam na skraju wytrzymałości. Niedawno dowiedziałam się, że moi rodzicie mieli wypadek i zginął w nim mój ojciec. Później byłam świadkiem bijatyki, w której brał udział mój brat, a w końcu dowiedziałam się, że moja matka zapadła w śpiączkę, z której już nigdy może się nie wybudzić. Odchyliłam głowę z całej siły uderzając nią o ścianę, o którą właśnie się opierałam. Wzięłam kilka głębszych wdechów. Nie, nie mogę tak tu siedzieć i czekać. Zwariuje. Muszę się ruszyć, muszę stąd wyjść. Podniosłam się po czym biegiem ruszyłam przez korytarz do schodów. Skręcając korytarzem wpadłam na kogoś. Podnosząc głowę spojrzałam tym samym na tego samego chłopaka, który jeszcze niedawno mi groził. Mimowolnie przeniosłam swój wzrok na jego oczy po czy delikatnie go odpychając wyminęłam bruneta i ruszyłam w dalszą drogę. Chciałam dostać się jak najszybciej do domu. Nie wytrzymałabym ani chwili dłużej w tym budynku. Nie, wiedząc, że za jednymi z drzwi leży moja mama, która być może już nigdy się nie wybudzi.





Hej kochani. 
No więc tak, zacznę może od tego, że rozdział nie wyszedł mi za dobrze. Jestem z siebie tak strasznie niezadowolona.. Najchętniej bym wam go nie pokazywała ale najprawdopodobniej nie będzie mnie do końca tygodnia na komputerze, a przecież powiedziałam, że pod koniec tygodnia dostaniecie rozdział drugi, więc..:( Mam nadzieję, że nie będziecie za bardzo mieć mi za złe, że jest on taki marny, po prostu, tak wyszło. Dobra, najlepiej nie będę was informowała kiedy dodam rozdział następny, żeby nie było, że znowu wyjdzie mi taki beznadziejny bo będę chciała zdążyć, ech. No, to na koniec chciałabym wam podać fajną piosenkę, mi się osobiście podoba, może wam też przypadnie do gustu..:)
To tyle, prosze o wyrozumiałość i ten.. komentarze może na temat rozdziału i ogólnie, milutkiego!

niedziela, 22 lutego 2015

ROZDZIAŁ I

Stałam jak zahipnotyzowana. Zapomniałam jak się rusza, zapomniałam jak się mówi, a nawet oddycha. Nie mogłam się ruszyć, w jednym momencie moje nogi stały się cholernie ciężkie. Czułam, że tracę to, co znajduję się pod moimi nogami, dookoła mnie i nad moją głową. Czułam, że tracę wszystko. Słysząc ze słuchawki telefonu głosy mówiące "halo, jest tam kto?" nie mogłam odpowiedzieć chociażby głupim słowem "jestem". Jak się mówi, jak się oddycha? Spojrzałam przed siebie na ścianę pełną rodzinnych zdjęć. Widziałam na nich roześmianą mamę i wesołego tate tak słodko nas obejmującego. Wbiłam wzrok w twarz mamy. Żyj dla mnie, proszę cię-powiedziałam sobie w myślach po czym szybko zamrugałam oczyma chcąc odpędzić z nich łzy. Zacisnęłam telefon w dłoni i w końcu udało mi się odezwać.
- Jestem, będę za niedługo.
Rozłączając się zarzuciłam na siebie kurtkę, a następnie biorąc z blatu w kuchni kluczyki od samochodu, którego dostałam na swojego osiemnaste urodziny wybiegłam z mieszkania. Nawet go nie zamknęłam, nie myślałam teraz o tym, jedynym co miałam w głowie było imię mojego brata. Joe-muszę go jak najszybciej odnaleźć.
Wyjeżdżając z parkingu wystukałam numer podobno przyjaciela mojego brata. Pierwszy sygnał, drugi, trzeci, czwarty, kolejny i kolejny.. i nic. Rozłączyłam się i spróbowałam po raz kolejny. Pierwszy, drugi.. Jest.
- Tak? - usłyszałam w słuchawce znajomy głos oraz jakieś krzyki, wiwaty czy co to było.. W każdym bądź razie było głośno i ledwo rozróżniłam z nich głos mojego znajomego.
- Gdzie jest Joe? - powiedziałam prawie, że krzykiem.
- Carly?
- Tak, mów gdzie Joe, w tej chwili. - nacisnęłam pedał gazu jadąc w kierunku miejsca gdzie odbywały się wyścigi. Po tym co słyszałam w słuchawce już się domyślałam gdzie był, potrzebowałam teraz tylko potwierdzenia.
- Co się stało? - usłyszałam i nie wytrzymałam, od razu zaczęłam krzyczeć na przyjaciela brata, że jeżeli w tej chwili nie powie mi gdzie są to sama ich znajdę, ale wtedy rozszarpie ich obu, a jego na początku. Gdy tylko to usłyszał od razu potwierdził moje przypuszczenia.
- Dzięki, zaraz tam będę, szukaj Joego. - rzuciłam i rozłączyłam się nie zważając na to, że chłopak coś jeszcze chciał mi powiedzieć. Schowałam telefon do kieszeni kurtki skręcając w jedną z ciemniejszych uliczek. Zaparkowałam pod jednym z  opuszczonych bloków i nie przejmując się niczym wybiegłam z niego kierując się przed siebie. Już z tej odległości słyszałam krzyki. Musiałam dostać się tam jak najszybciej.

Chwilę później przepychałam się już wśród tłumu. Szturchając ramieniem groźnie wyglądających kolesi i skąpo ubrane lale nie przejmowałam się zbytnio tym, że może mi się stać jakaś krzywda. Zatrzymałam się w pewnym momencie i rozejrzałam dookoła. Widząc w końcu znajomą bluzę kolegi brata od razu do niego podeszłam.
- Gdzie jest? - Powiodłam wzrokiem za chłopakiem i dostrzegłam w dali dwa samochody. Ścigali się, czy on chciał mi przekazać, że mój brat bierze udział w nielegalnych i strasznie niebezpiecznych wyścigach? Nie odrywając wzroku od samochodu brata skrzyżowałam dłonie na piersi zaciśniając szybko kciuki. Bałam się o niego, przecież w każdej chwili mógł stracić panowanie nad kierownicą. Kurwa mać. Spojrzałam na samochód obok. Wyraźnie wyprzedzał samochód, który prowadził mój brat. I to naprawdę.. Jechał można by powiedzieć nawet kilka razy szybciej niż mój Joe. Nie minęła nawet chwila, a już był na mecie. Z piskiem opon zahamował, a ja uważnie przyjrzałam się osobie, która z niego wysiadła. Wysoki, przystojny brunet o ciemnych oczach. W momencie kiedy wysiadł do jego auta zleciała się cała gromada wypindrzonych i wymalowanych lalek. W tym momencie od razu wróciłam do samochodu mojego brata, który za chwilę miał wjechać na metę. Teraz już zamiast strachu o to, że może nie przeżyć tego wyścigu czułam złość. Potrzebowałam go w tym momencie. Zresztą nie tylko ja, a cała nasza rodzina. Znaczy.. Wszyscy z wyjątkiem taty. On jeszcze o tym nie wiedział, więc przydałoby się żeby w końcu został oświecony w tym, że jego ojciec nie żyje, a matka leży w ciężkim stanie w szpitalu. Podeszłam do wielkiego muru, który był za mną i oparłam się o niego niezdarnie opierając na niej jedną z nóg. Czekałam aż łaskawie mój brat ruszy swoje szanowne cztery litery z samochody, którym właśnie wjechał na metę obok swojego przeciwnika. Dobra, rozumiem, że był zły bo przegrał, ale nie interesowało mnie to ani troche. Miał teraz wysiąść. JUŻ. W pewnym momencie odwracając głowę od samochodu brata do tego, z którego przed chwilą wysiadł jego przeciwnik aż podskoczyłam. Odpychając się delikatnie nogą od muru stanęłam w końcu na prostych nogach przed najpiękniejszym facetem, jakiego kiedykolwiek widziałam. Gdy tylko na niego spojrzałam od razu zakochałam się w jego oczach. Były pięknie czekoladowe, idealne. Z rozmyślań na temat najpiękniejszych oczu na tym świecie wyrwał mnie równie idealny głos chłopaka.
- Co tu robisz? - Zamrugałam gwałtownie oczyma jakby chłopak był najgłupszy na tym świecie. Chciałam odpowiedzieć, że tak jak wszyscy inni przyszłam obejrzeć wyścig. Nie miałam zamiaru mówić mu prawdy, bo nie musiał wiedzieć, że jestem siostrą jego przeciwnika. W momencie kiedy już otwierałam usta poczułam jak ktoś mocno mnie obejmuje i przyciąga do swojej klatki piersiowej. Po zapachu tej osoby już bardzo dobrze wiedziałam, że był to mój brat. Jego ręka mocno zacisnęła się na moim ramieniu. Muszę przyznać, że troche to zabolało.
- Co, Wels, już poznałeś moją piękną siostrzyczkę? - Usłyszałam wściekły, przesiąknięty jadem głos brata. Kątem oka spojrzałam na nieznajomego bruneta. Wyraźnie był zdziwiony. Jego oczy zatrzymały się na mnie i czułam, naprawdę czułam jak przejeżdża swoim wzrokiem od moich stóp aż po czubek mojej głowy. Nic nie odpowiedział, milczał jedynie uśmiechając się bezczelnie. - Nawet na nią nie patrz, sukinsynie. - Usłyszałam kolejne słowa Joego i od razu wyrwałam się z jego uścisku. Spojrzałam na niego marszcząc brwi.
- Joe, wracajmy do domu, proszę cię. - Powiedziałam spokojnie ciągnąc go za rękaw bluzy jak mała dziewczynka mająca nadzieję, że ojciec kupi jej lalkę, którą przed chwilą zobaczyła na wystawie w sklepie.
- Słyszysz Bennington, siostrzyczka chce cię zabrać do domku, lepiej jej posłuchaj i znikaj stąd. - Usłyszałam śmiechy kilku chłopaków, którzy stali obok chłopaka. Spojrzałam na niego ale nie mogłam z jego twarzy wyczytać niczego. Spojrzałam w jego oczy, w których w pewnym momencie zobaczyłam złość. Następnie przeniosłam wzrok na jego ręce. Były zaciśnięte. Biorąc szybki wdech wróciłam wzrokiem do twarzy brata, który wyglądał identycznie jak tamten chłopak. Zaciśnięta szczęka oraz pięści i te oczy.
- Proszę cię, wracajmy.. - Powiedziałam już głośniej i w tym momencie z całej siły zostałam odepchnięta na mur, przy którym jeszcze niedawno stałam. Uderzyłam w niego całym swoim ciężarem i runęłam na ziemie. Poczułam w głowie mocny ból i w jednej chwili przestałam słyszeć. Podniosłam się wolno na rękach odwracając wzrok na chłopaków, którzy w tym momencie właśnie się bili. Mój brat oberwał w szczękę ale nie pozostał dłuższy, wymierzył cios prosto w brzuch chłopaka jednak ten zrobił unik i.. W tym momencie odwróciłam wzrok.
- Rób sobie co chcesz.. - powiedziałam pod nosem czując jak po moich policzkach spływają słone łzy. Wolno ostatkami sił podniosłam się i poprawiając kurtkę ruszyłam w stronę ulicy głównej, przy której zostawiłam swoje auto. Wyminęłam ludzi i ocierając policzki z łez zaczepiłam kosmyk włosów, które w tej chwili opadły mi na twarz za ucho. Idąc pustą już ulicą chciało mi się wyć. Naprawdę miałam ochotę stanąć i wyć do księżyca z bezsilności oraz samotności, to głupie. W pewnym momencie usłyszałam za sobą kroki. Nie było to trudne, hałasy z toru wyścigowego dawno już ucichły i teraz można było usłyszeć wszystko. Przyśpieszyłam kroku i usłyszałam, że osoba idąca za mną robi to samo. Nie, Carly, zatrzymaj się-usłyszałam w swojej głowie głos i od razu zrobiłam tak jak mi podpowiadał. Moje serce zaczęło bić szybciej, a oczy już nie płakały. Bałam się, że ten ktoś może zrobić mi jakąś krzywdę. Osoba, która mnie śledziła zatrzymała się dopiero tuż za moimi plecami. Poczułam na swojej szyi ciepły oddech. Przymknęłam powieki modląc się w duchu, żeby był to mój brat.



Cześć!Tak jak obiecałam, pierwszy rozdział jest jeszcze tego wieczoru! Jeżeli wam się podoba to pozostawcie po sobie komentarz i polećcie mój blog swoim znajomym, jeżeli oczywiście gustują w czytaniu tego typu rzeczy. Jeżeli chodzi o rozdział II to nie wiem.. pracuje nad nim i już połowę mam. Wydaje mi się, że jeżeli dobrze pójdzie to dostaniecie go w środku tygodnia. Korzystając z okazji chciałabym polecić wam bloga przyjaciółki. No, więc to byłoby na tyle.Miłego wieczoru i słodkich snów:(